Bramki: Petruk 21', Ciejak 48', Stocki D. 70', Wiśniewski 82'
Jakubiec - Bochen
R., Neckar, Hawryluk, Prystupa - Ożóg (Stocki P. 72'), Petruk (Szpakowski 60'), Bochen T., Ciejak - Stocki D., Wiśniewski (Dudko S. 87')
W szóstej kolejce rozgrywek okręgówki naszego regionu piłkarze GKSu
Kamień-Pławanice tym razem zawitali do Rejowca gdzie mieli się zmierzyć
z drużyną Gospodarzy Unią Rejowiec. Dla zespołu Gości była to już druga
w tym sezonie „wycieczka” do Rejowca, gdyż niespełna dwa
tygodnie wcześniej na tym samym obiekcie, obie te drużyny walczyły w
rozgrywkach pucharowych. Istotnie wyraz „wycieczka”
oddawał wynik
poprzedniego meczu w którym to GKS bezlitośnie wypunktował Gospodarzy
1:7. Nic więc dziwnego, że piłkarze Gości mieli prawo czuć się pewnie
przed tym meczem tym bardziej , że zespół Unii wyjątkowo słabo spisywał
się do tej pory w lidze. Skutkiem tego piłkarze z Rejowca przed tą
kolejką zamykali ligową tabelę. Tego dnia, jednak połowicznie miała się
spełnić stara piłkarska prawda mówiąca o tym, że „Puchar rządzi się
swoimi prawami a Liga swoimi”.
Paradoksalnie w pierwszej połowie na uwiarygodnieniu tej prawdy
zależało widocznie drużynie Gości, która jak by nie było przystępowała
do meczu z pozycji murowanego faworyta. Piłkarze GKSu chodź bez
wątpienia piłkarsko lepsi zaczęli spotkanie ospale. Mimo, że posiadając
większe umiejętności potrafili dłużej utrzymać się przy piłce to już
niestety nic konstruktywnego z tego nie wynikało. Pierwsze 15-20 minut
przeciętny kibic tak jednej jak i drugiej drużyny chciałby z pewnością
szybko zapomnieć. Gra toczyła się głównie w środkowej części boiska, a
piłka przebijana była ciągle to na jedną to na druga stronę bez
jakiegoś konkretnego pomysłu na rozegranie bardziej precyzyjnej akcji i
o ile to drużynę Gospodarzy, której potencjał piłkarski był
teoretycznie słabszy, trudno było winić za pokaz
takiego antyfutbolu to już od piłkarzy GKSu powinno się wymagać o wiele
więcej. Oto „ o wiele więcej” tak zbawienne dla Gości o dziwo w
pierwszej połowie a konkretnie w 21 minucie, postarał się w końcu,
odważną decyzją, być może pokierowaną irytacją nad wcześniejszą nie
poradnością w akcjach ofensywnych swojego zespołu, Petruk. W 21 minucie
wspomniany prawo skrzydłowy GKSu bardzo odważnie prowadząc piłkę przy
nodze wpadł rozpędzony w pole karne, gdzie mimo znacznego zagęszczenia
obrońców oddał na tyle silny i precyzyjny strzał, że piłka w końcu po
raz pierwszy tego dnia zatrzepotała w siatce Gospodarzy.
REKLAMA
Niestety po za tą sytuacją bramkową do której ewentualnie można
dorzucić strzał z rzutu wolnego Neckara obroniony, jednak przez
bramkarza Unii trudno było powiedzieć coś więcej pozytywnego o grze
GKSu w pierwszej połowie.Można tu naturalnie wskazywać
dosyć pewną grę obrony ale trudno ją weryfikować na podstawie jej
potyczek z formacją ofensywą Unii, która dla dobrej sprawy nie istniała
lub była w nielicznych sytuacjach rażąco nieporadna. Taki obraz gry
spowodował, że wynik ustalony przez Petruka w 21 minucie nie zmienił
się do przerwy.
Na drugą połowę piłkarze GKSu wyszli już, jak gdyby zupełnie
odmienieni a do tego niewiarygodnie umotywowani. Można się tylko
domyślać , żę było to najwyraźniej wynikiem męskiej rozmowy, jaką
dokonał w szatni ze swoimi zawodnikami trener Zbigniew Lepionka, który
na pewno nie takiego obrazu gry a zwłaszcza stylu w jakimbyła ona prowadzona, oczekiwał od swoich podopiecznych.
Słowa trenera widocznie najmocniej chyba wywarły wpływ na P.
Ciejaku, który zanim jeszcze na dobrze nie rozpoczęła się druga część
meczu, ten już zdążył się wpisać na listę strzelców zaliczając
jednocześnie pierwsze trafienie ligowe w tym sezonie. Była to w 47
minuta spotkania kiedy to zakotłowało się w polu karnym Unii a
najprzytomniej w tej sytuacji zachował się właśnie Ciejak, który tuż
przy linii pola karnego ale już w jego obrębie znalazł się nagle przy
piłce i bez zastanowienia ale za to niezwykle precyzyjnie bardzo ładnym
strzałem umieścił futbolówkę w prawym okienku nie dając bramkarzowi
Gospodarzy żadnych szans na skuteczną interwencje.
Bramka ta rozluźniła na chwilę zawodników GKSu bo nie długo potem
doskonałą szansę lecz jak się okazało jedyną już w tym meczu do
zdobycia bramki mieli zawodnicy Gospodarzy. Piłka, jednak po ich
strzale trafiła w słupek i szczęśliwie do Gości padła w końcu łupem
obrony i bramkarza GKSu.
Na więcej, jednak obrona Pławanic w tym meczu nie pozwoliła
zespołowi z Rejowca, za to zaczęły o sobie przypominać co raz częściej
formacje ofensywne GKSu, która od stanu 0:2 skoncentrowała się głownie
na wyprowadzaniu kontr. Jak miało się okazać dwie z nich zakończyły się
sukcesem.
Pierwszą z nich w 70 minucie skutecznie zakończył D.Stocki, który po
znalezieniu się już w obrębie szesnastki przewiózł dodatkowo wzdłuż
linii pola karnego wracających chaotycznie obrońców po
czym piekielnie silnie uderzył pod poprzeczkę, zmienionego chwile
wcześniej z powodu kontuzji drugiego bramkarza Unii. Mimo próby
interwencji piłka po raz trzeci tego dnia znalazła się w bramce Unii.
W 72 minucie a wcześniej w 60 na boisku w zespole GKSu zostały
wprowadzone dwie zmiany. Wcześniejsza D. Szpakowskiego za Petruka i
kolejna P.Stocki za G.Ożóga pozwoliły GKSowi wspartemu świeżymi siłami
pozwoliły przycisnąć w końcówce zespół Gospodarzy.
Wynikiem tego była druga z pomyślnie zakończonych kontr, której tym razem skutecznym egzekutorem w
82 minucie okazał się D. Wiśniewski wysuwający się tym trafieniem na
czoło najskuteczniejszych strzelców GKSu w tym sezonie. Fakt ten należy
podkreślić, bo było to już piąte trafienie w tym sezonie tego
zawodnika, który sezon zaczynał z ławki rezerwowych. Nie mniej nadmiar
skutecznych zawodników w drużynie GKSu to jedynie miły problem dla
szkoleniowca drużyny z Pławanic.
Wynik 0:4 nie uległ już zmianie do końcowego gwizdka sędziego, mimo
że GKS parł ciągle do przodu to piłkarze z Rejowca wyraźnie zirytowani
swoja bezradnością na boisku zaczęli się uciekać do co raz to
brutalniejszych faulów o co słuszne pretensję miał trener przyjezdnych.
Taka postawa Unii uniemożliwiała otwarta grę zawodnikom z Pławanic,
którzy spokojni już o wynik nie mieli i słusznie ochoty nabawić się
jakiś niepotrzebnych urazów.
Podsumowujączespół z Pławanic zagrał
mecz z cyklu tkz. „tych które trzeba koniecznie wygrać ale jednocześnie
wkładając w to jak najmniej sił”. Gdyby rzeczywiście taka taktyka
podyktowana była przed tym spotkaniem przez trenera to trzeba przyznać
, że pod tym względem zawodnicy wypełnili takie hipotetyczne założenie
w 100 procentach. Czyli jednym zdaniem „gra na zero z tyłu, cos tam ile
się da ukuć z przodu i do domu wracamy dodatkowo wszyscy zdrowi i
uśmiechnięci a w tabeli dopisujemy sobie komplecik punktów”:)