Artykuł "Barcelona po chełmsku" (poniżej) ukazał się w "Okolicznościowej gazecie sportowej", wydanej w październiku 2006, z okazji 30-lecia chełmskiego OZPN-u.
Fot. okładka gazety
"Walczą nie zważając na małe boisko i strusie, które mogły by być w herbie!"
"Barcelona po chełmsku"
Klub założony w 1993 w wyniku fuzji LZS Pławanice I LZS Kamień. Połączenia wymagały warunki oraz zainteresowanie działalnością pewnego farmera. Pan Pieńkowski kupił w gminie Kamień kilkaset hektarów ziemi, założył hodowlę strusi. Sport miał być dla niego odskocznią od codzienności. Z początku wszystko układało się po myśli piłkarzy i działaczy. Nadszedł jednak czas, kiedy farmer wycofał się z pomocy sportowcom. Pozostawieni sami sobie ambicją i chłopskim hartem nadrabiali wszelkie braki. Z sezonu na sezon grali lepiej, a bracie Stoccy trafili do notesów trenerów w innych klubów.
Drużyna Pławanice/Kamień jest zespołem specyficznym. Jej charakter dyktuje naturalny ciąg zawodników do gry ofensywnej. Skąd to się brało? Otóż zwykle klub ten grał nie mając trenera, ani opracowanej taktyki na mecz. Liczyło się przede wszystkim strzelenie o jednego gola więcej niż rywal. Tak, więc gra obronna polegała na „pospolitym ruszeniu”. Ale jednocześnie klub zasłynął jako nieobliczalny w grze ofensywnej, bo strzelanie bramek to – zdaniem graczy – pasjonujące zajęcie piłkarskie. Ileż to więcej spotkań wygraliby piłkarze Pławanic, gdyby mądrzej grali w obronie. Często muszą „gonić wynik”, gdyż głupio stracone gole, ustawiają przebieg gry. Przykłady można by mnożyć. Pierwszy lepszy, rok 2002, mecz w Pławanicach. Rywalem jest Włodawianka. Dokumentacja historii bramek jest następująca: 0:1 Onyszczuk Grzegorz 17 minuta, 0:2 Nastałek 30’, 0:3 Grzywaczewski Wojciech 35’, 0:4 Nastałek 42’, 0:5 Grzywaczewski Wojciech 50’, 0:6 Grzywaczewski Wojciech 55’, 1:6 Stocki Artur 56’-karny, 2:6 Sebastian Dudko 65’, 3:6 Dudko Janusz 70’, 4:6 Dudko Sebastian, 4:7 Onyszczuk Grzegorz 75’, 4:8 Czelej 85’, 5:8 Bochen 88’, 6:8 Dudko Sebastian 90’.
W każdym sezonie rozgrywek zespół LZS Pławanice Kamień strzelał mnóstwo goli, ale jeszcze więcej tracił. Wielu kibiców i osób znających realia lokalnej piłki twierdzi, że to jest taka „chełmska Barcelona”. Piękno i emocje strzelania goli są ważniejsze niż wynik i miejsce w tabeli. Chłopaki grają dla kibiców, a nie dla awansów. W historii klubu grało i gra w nim wielu zdolnych zawodników. Oprócz Stockich (Artur i Paweł), należy wymienić braci Dudko (Sebastian, Andrzej, Janusz), Bochnów (Tomasz i Rafał). Z resztą zespół mogliby w całości tworzyć zawodnicy powiązani rodzinnie. Po wymienionych należy wymienić Chudobów (Tomasz i Piotr). Dariusz Stocki, który przez jakiś czas nawet trenował kolegów z drużyny, pochodzi z innej rodziny Stockich. W 2003 roku do Granicy Dorohusk odszedł za bratem Arturem Paweł Stocki. Z powodzeniem walczył o miejsce w składzie. Wszystko wskazywało, że będzie mocnym elementem odbudowywanej drużyny. W niektórych meczach IV ligi popisywał się skutecznością nie gorszą niż o klasę niżej.
Niestety, w ważnym meczu z Orlętami/Spomlek Radzyń Podlaski, 7 września, Artur zderzył się w ferworze walki z bramkarzem rywala. Piłkarze zderzyli się głowami, Artur stracił przytomność, którą odzyskał dopiero w szpitalu. Diagnoza okazała się niekorzystna: piłkarz doznał wieloodłamkowego złamania kości ciemieniowej z wgłębieniem się odłamków na głębokość ponad jednego centymetra. Życie uratowały mu dwie operacje. Zmuszony został do przerwania kariery.
Kiedy w LZS Pławanice/Kamień pojawili się Piotr Kapeluszny i Zbigniew Lepionka, wiadomo było, że drużyna będzie jeszcze groźniejsza. W sezonie 2005/2006 rozegrała fantastyczny mecz z wice-liderem tabeli V ligi Unią Białopole, kiedy to przegrywając 1:3 wyciągnęła wynik 4:3, a złotego gola strzelił Robert Hawryluk. Bo choć LZS Pławanice/Kamień jest nadal drużyną otwartej gry, to jednak coraz częściej daje się we znaki najlepszym i to nie tylko na własnym, nieco przyciasnym boisku.
Mecze rozgrywane w Pławanicach mają też inną wspaniała, bo zapamiętaną przez każdego przybysza egzotykę. Kibice dopingują swoich siedząc przy stołach zastawionych wiktualami, inni siedzą na koniach i tylko biegających tamtędy strusi brakuje, a niejeden przyjazdy chciałby zobaczyć.
- Klub działa jako stowarzyszenie, a pieniądze na działalność otrzymuje w wyniku przetargu. Mamy gwarancję, że są właściwie wydawane – mówi wójt gminy Kamień Roman Kandziora – A swoją drogą jesteśmy dumni, że cenią naszych chłopaków za walkę do końca i charakter gry w futbol „na tak”.